piątek, 18 marca 2016

Rozdział 30

Rozdział 30

„Wyprowadzka”

#Wendy

Całe przedpołudnie spędziłam na pakowaniu siebie, Nialla oraz bliźniaków. Następnego dnia mieliśmy samolot do Chicago, a niedługo mieli wpaść do nas przyjaciele, abyśmy mogli razem spędzić nasz ostatni wieczór przed przeprowadzką. Kiedy wreszcie uporałam się ze wszystkimi bagażami zeszłam na dół do salonu, gdzie Niall bawił się z maluchami.  Podeszłam do nich i wzięłam od ukochanego naszego synka, po czym usiadłam na kanapie.

-Trzeba je nakarmić i położyć spać – powiedziałam przytulając Noah.
-Już się robi – oznajmił Niall i  położył Betsy na kanapie obok mnie – Idę zrobić im mleko

Niall poszedł do kuchni, a ja zajęłam się bliźniakami. Mąż doskonale sprawdzał się w roli ojca i wyręczał mnie w każdej możliwej czynności związanej z opieką nad dziećmi. Niall wrócił po dziesięciu minutach niosąc dwie butelki pełne mleka. Nakarmiliśmy maluchy, po czym położyliśmy je spać.

Wczoraj ja i Niall odbyliśmy swój ostatni dyżur w Medical Center Hospital. Koledzy z pracy urządzili nam pożegnanie, które sprawiło, że się wzruszyłam i przez moment wcale nie chciałam wyjeżdżać. Uznałam jednak, że przeprowadzka do Chcicago dobrze nam zrobi. Niall wydawał się być podekscytowany tym, że zacznie pracę w nowej klinice, co upewniło mnie w przekonaniu, że wyjazd do Ameryki to dobra decyzja.

***

Siedzieliśmy w salonie wraz z naszymi przyjaciółmi. Jenny i Harry oraz Gemma i Louis zajmowali kanapy, a ja i Niall usadowiliśmy się w fotelu. Posadziłam tyłek na kolanach ukochanego, a on obejmował mnie w pasie. Wszyscy trzymaliśmy w rękach butelki z piwem i wspominaliśmy stare czasy.

-Pamiętam jak na moim pierwszym dyżurze kazałaś mi intubować martwego pacjenta – zwróciła się do mnie Gemma – Nienawidziłam Cię za to
-Doskonale to pamiętam – uśmiechnęłam się.
-Mnie smuci jedna rzecz – odezwał się Harry.
-Jaka? – zapytał przyjaciela Niall.
-Nie będę miał już z kim kraść cukierków, bo twoja żona wyjeżdża – powiedział Harry, a ja zaczęłam się śmiać. Zawsze, gdy mieliśmy razem dyżur na chirurgii dziecięcej to podkradaliśmy chorym dzieciom cukierki.
-Mnie też będzie tego brakowało – przyznałam chichocząc.
-Dołujecie mnie tymi wspomnieniami – stwierdził Louis prostując się na kanapie i biorąc duży łyk piwa – Wasz wyjazd jest dla mnie wystarczająco przygnębiający – dodał, a ja spojrzałam na Nialla.

Ostatnie kilka dni spędziłam na wizytach u prawników, by załatwić bardzo ważną sprawę. Razem z Niallem uzgodniliśmy, że nie chcemy sprzedawać naszego domu w Londynie, bo być może zechcemy kiedyś tu wrócić. Zamiast pozbywać się domu postanowiliśmy przekazać go naszym przyjaciołom, a dokładnie Louisowi i Gemmie. Skoro mają dziecko to przyda im się ich własny, wspólny kąt. Będą mogli stworzyć w tym domu własne wspomnienia. Wstałam z kolan męża i podeszłam do komody, w której trzymałam dokumenty. Wyjęłam z szuflady papiery, które wymagały podpisu dwójki naszych przyjaciół.

-Louis mamy coś dla ciebie i Gemmy – powiedziałam, a chłopak popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Bo widzicie…. – zaczął Niall, a ja cierpliwie czekałam, aż mąż dokończy swą myśl – Jeżeli się zgodzicie to ten dom jest wasz

Gemma i Louis zrobili zszokowane miny, a ja miałam wrażenie, że oprócz mrugania powiekami nie poruszyli się przez dłuższą chwilę ani o cal. Jenny i Harry również wydawali się być zdziwieni naszym gestem.

-Ja nie wiem co mam powiedzieć – oznajmiła Gemma.
-Nie musisz nic mówić – stwierdziłam – Wystarczy, że obydwoje złożycie swoje podpisy na tym dokumencie – położyłam papiery na brązowym stoliku do kawy.

Przyjaciele wahali się przez chwilę, po czym oboje podpisali dokumenty. Na twarzy Gemmy pojawiły się łzy, które były oznaką szczęścia.

-Chyba nigdy nie zdołamy Wam się za to odwdzięczyć, jesteście niesamowici – powiedział Louis.
-Zróbmy jeden wielki grupowy uścisk – rzuciła Gemma.

Całą szóstką zebraliśmy się w grupkę, a po chwili byliśmy już plątaniną rąk i ciał. Po moich policzkach spłynęły łzy, a Jenny rozpłakała się na dobre.

-Obiecuję, że będziemy przylatywać do Londynu jak najczęściej – powiedziałam, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.
-No ja myślę, masz tu chrześniaka – przypomniała mi Gemma.
-Przecież nie zapomnę o Dylanie – zapewniłam ją i Louisa – Poza tym wy też jesteście chrzestnymi naszego dziecka, więc zapraszamy was już teraz do Chicago – dodałam.
-Lotniska powinny uruchomić specjalne samoloty dla naszej paczki – stwierdził Harry śmiejąc się.
-To by było dla nas bardzo dobre rozwiązanie – powiedział Niall.
-Wiecie co, nienawidzę Was za to, że wyjeżdżacie – oznajmił Harry.
-Nie dołujmy się już tym, wszystko się jakoś ułoży – zapewniłam przyjaciół.
-Zabierasz nam kumpla. Z kim będę teraz pił piwo i oglądał mecze? – zapytał Louis.
-Z Harrym – odpowiedziałam krótko.

***

Następnego dnia ja i Niall sprawdzaliśmy czy na pewno wszystko zostało spakowane. Walizki stały w salonie, a Harry i Louis pomagali nam w przeniesieniu ich do samochodu. Przyjaciele zobowiązali się do odwiezienia nas na lotnisko, bo chcieli być z nami do ostatniej chwili.

Trochę obawiałam się tego lotu, bo po raz pierwszy zabieraliśmy ze sobą maluchy w tak długą podróż. Lot do Chicago będzie trwał około dziewięciu godzin, więc będzie to męczące nie tylko dla bliźniaków, ale także dla mnie i dla Nialla. Miałam nadzieję, że maluchy zasną i nie będą płakać, ale były to tylko dzieci, więc musiałam liczyć się z tym, że mogą grymasić.

-Kochanie spakowałaś do torebki dokumenty oraz bilety? – zapytał mnie Niall.
-Zaraz to zrobię, wszystko leży na stoliku – odpowiedziałam, po czym podałam Gemmie Betsy, którą trzymałam na rękach i podeszłam do drewnianego stoliczka.

Wzięłam do ręki bilety oraz paszporty, ale brakowało mi jednego z nich. Gdzie ja zapodziałam swój własny paszport? Byłam pewna, że kładłam go na stoliku razem z pozostałymi.


#Niall

Obserwowałem jak Wendy miota się po salonie szukając paszportu. Wyglądała na spanikowaną, bo za trzy godziny mieliśmy lot, a ona nie wiedziała, gdzie zapodział się jej paszport.

-Jestem pewna, że kładłam go na stoliku – powiedziała Wendy przetrzepując stertę gazet leżącą na stoliku obok kanapy.
-Może zostawiłaś go na górze w sypialni – powiedziałam, bo Wendy była roztrzepana i często nie wiedziała gdzie co ma.
-Nie rób ze mnie idiotki Niall – krzyknęła moja księżniczka.

Usłyszałem za plecami chichot swojego przyjaciela. Odwróciłem się i zobaczyłem, że stoją za mną Louis i Harry. Ten pierwszy trzymał ręce za plecami i głupawo się uśmiechał.

-Kiedy dowcip ze schowaniem paszportu przestanie być zabawny? – spytał Louis Harry’ego. Zrobił to szeptem, ale i tak to usłyszałem.
-Louis nie podjudzaj, oddaj jej paszport, bo nie chcę spędzić dziewięciu godzin z wściekłą kobietą – powiedziałem po cichu do przyjaciela.
-Może ty jej go oddasz – powiedział Louis wyciągając do mnie rękę, w której miał paszport.
-Nie, bo boje się jak zaczyna na mnie wrzeszczeć z tym jej amerykańskim akcentem – oznajmiłem.

Tomlinson uniósł do góry paszport i krzyknął:

-Znalazłem paszport!

Wendy spojrzała na Louisa wściekłym wzrokiem, a ja byłem wdzięczny za to, że nie ja byłem celem jej morderczego spojrzenia. Zaniosłem do samochodu ostatnie walizki, a kiedy wróciłem bliźniaki były już w nosidełkach. Wyszliśmy z Wendy przed dom niosąc dzieci. Moja księżniczka stanęła przed budynkiem, który zamieszkiwała przez ostatnie kilka lat, a po jej policzku popłynęła łza.

-Tyle wspomnień….. – powiedziała Wendy z westchnieniem.
-Stworzymy nowe w Chicago – zapewniłem ją i pocałowałem w policzek.
-Wiem, ale….to były najlepsze czasy mojego życia – oznajmiła Wendy.
-Przed nami jeszcze wiele wspaniałych chwil, głowa do góry księżniczko - przytuliłem ukochaną, po czym oboje po raz ostatni rzuciliśmy spojrzenia na nasz stary dom.

Czwórka naszych przyjaciół odwiozła nas na lotnisko. Pożegnaliśmy się z nimi, a Wendy, Gemma oraz Jenny rzewnie płakały. Uścisnąłem swoich przyjaciół zapewniając ich, że przylecę do Londynu na Super Bowl, najważniejszy mecz sezonu futbolu amerykańskiego. Nadszedł czas odprawy i ostatnich pożegnań. Pomachaliśmy z Wendy reszcie i razem z naszymi maluchami udaliśmy się na odprawę.

-Wszystko będzie dobrze kochanie – zapewniłem Wendy.
-Wiem, bo mam Ciebie – uśmiechnęła się moja księżniczka.

Pracownik lotniska sprawdził nasze bilety oraz paszporty, po czym ruszyliśmy do samolotu, który miał nas przetransportować do nowego, być może jeszcze lepszego życia.


Zaraz pojawi się Epilog ;)

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział :) Będzie mi brakować tego opowiadania... :)
    "-Wszystko będzie dobrze kochanie – zapewniłem Wendy.
    -Wiem, bo mam Ciebie – uśmiechnęła się moja księżniczka."
    To było takie vjnaiocnaicpaonv *.*
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń