sobota, 31 października 2015

Rozdział 23

Rozdział 23

„I nastał mrok…”


„Ludzkie życie składa się z wyborów…..Tak lub nie, w przód czy w tył, w górę czy w dół. Są wybory, które mają znaczenie. Kochać czy nienawidzić? Być bohaterem czy tchórzem? Walczyć czy poddać się? Żyć…czy umierać?”


#Niall

Wróciłem razem z Wendy do domu. Trzy godziny spędziliśmy na oddziale ginekologii po tym jak moja ukochana dostała przedwczesnych skurczów. Doktor Robbins przeprowadziła dokładne badania i podała Wendy odpowiednie leki. Stres po stracie mamy i przeciążenie fizyczne, były powodem skurczów. Lekarka wygoniła Wendy na urlop macierzyński co nie do końca spodobało się mojej księżniczce. Wiedziała jednak, że to konieczne, więc nie protestowała.

Wendy poszła wziąć kąpiel, a ja udałem się do kuchni, żeby zrobić kolacje. Bardzo się o nią martwiłem. Musiałem teraz szczególnie zadbać o Wendy, bo każdy większy stres mógł doprowadzić do przedwczesnego porodu. Kiedy robiłem tosty do kuchni wszedł Louis. Jak zawsze miał uśmiechniętą minę. Podszedł do lodówki i wyjął z niej dwa piwa po czym usiadł przy stole.

-Musisz się napić – oznajmił przyjaciel i otworzył butelki.
-Nawet nie wiesz jaką miałem na to ochotę – powiedziałem i napiłem się piwa.
-Dowiedziałem się dzisiaj, że będę miała syna, więc to dobry powód do świętowania – uśmiechnął się Louis.
-Gratuluję stary – powiedziałem i stuknęliśmy się butelkami.
-Dzięki – odpowiedział Louis.

Gdy wypiliśmy po piwie i Tommo wyciągnął z lodówki po następnym do kuchni weszła Wendy. Wyglądała na zmęczoną i tak też rzeczywiście było. Wzięła na siebie zbyt wiele pracy co zdecydowanie przewyższało jej możliwości. Podałem Wendy herbatę i cmoknąłem ją w głowę.

-Wszystko w porządku? – spytał Louis Wendy.
-Nie – odpowiedziała Wendy – Nic nie jest na tym świecie w porządku
Po policzku mojej księżniczki spłynęła pojedyncza łza.
-Przepraszam Was – powiedziała Wendy wstając od stołu i wychodząc w pośpiechu z pomieszczenia.



Spojrzałem na Louis’a, a on na mnie. Było jasne, że moja ukochana wciąż cierpi z powodu straty swojej mamy. W dodatku bała się, że w każdej chwili mogła ponownie dostać skurczy i przed wcześnie urodzić. Zostawiłem Louis’a samego w kuchni i poszedłem za Wendy. Ostatni miesiąc był trudny dla nas obojga.
Moja księżniczka stała przy oknie opierając ręce na parapecie i płakała. Podszedłem do niej i przytuliłem ją, a ona się we mnie wtuliła.

-Tęsknie za mamą Niall – powiedziała Wendy szlochając.
-Wiem kochanie, wiem – oznajmiłem głaskając ja po głowie.
-Przepraszam, że jestem taką okropną żoną. Zasłużyłeś na kogoś lepszego niż ja – powiedziała Wendy.
-Nie mów tak kochanie – stwierdziłem – Jesteś moim największym skarbem i bardzo Cię kocham Wendy. Razem sobie poradzimy i przejdziemy przez to wszystko razem
Pocałowałem Wendy w czoło i przytuliłem ją do siebie jeszcze mocniej.


***

Mijał dzień za dniem, a moja księżniczka miała się coraz lepiej. Chodzi mi oczywiście o jej stan psychiczny, bo fizycznie było wszystko w porządku. Wygrzebałem się spod ciepłej kołdry przedtem składając delikatnego całusa na ustach Wendy. Była czwarta rano i nie chciałem jej obudzić. Słońce za oknem dopiero wschodziło.

Ubierałem się po czym szybko opuściłem dom i pojechałem do szpitala, bo mój pager nieustannie dzwonił. Widać w szpitalu potrzebowali mojej pomocy. Gdy po trzydziestu minutach dotarłem do kliniki panował w niej straszny chaos. Na oddziale chirurgii było wiele osób. Zupełnie tak jak na jakiejś wyprzedaży.

-Dzień dobry doktorze Horan – powiedziała Gemma i podała mi stos kart pacjentów.
-Ten dzień nie będzie dobry – stwierdziłem patrząc na pierwszą kartę, którą podała mi dziewczyna – Przebiorę się i zaraz biorę się do pracy, a ty zajmij się lżejszymi przypadkami – poinstruowałem Gemmę.
-Zgoda doktorze – odpowiedziała dziewczyna.

Ten dzień jeszcze dobrze się nie zaczął, a ja chciałem, by dobiegł końca. Przepchałem się przez tłum do szatni i szybko się przebrałem. Czekał mnie cały dzień ciężkiej pracy.


#Wendy

Oglądałam w salonie swój ulubiony serial. Nic tak nie poprawiało mi humoru jak „Przyjaciele”. Ostatnio miałam małe załamanie psychiczne, ale chyba wszystko wróciło już do normy. Przynajmniej częściowo. Każda myśl o mamie sprawiała mi ból, ponieważ bardzo za nią tęskniłam, a świadomość tego, że już nigdy jej nie zobaczę mnie dobijała.

Ktoś zaczął pukać i dzwonić do drzwi wejściowych. Powoli podniosłam się z kanapy i powędrowałam do drzwi. Gdy tylko je otworzyłam do domu wbiegła Jenny. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, a ona cała promieniała ze szczęścia.

-Jestem zaręczona! – krzyknęła Jenny podskakując z radości.

Na słowa przyjaciółki opadła mi szczęka. Harry wreszcie się odważył i zaproponował Jenny wspólną przyszłość co uszczęśliwiło moją przyjaciółkę.

-Opowiadaj wszystko z najmniejszymi szczegółami – powiedziałam do przyjaciółki uśmiechając się.
-No więc byliśmy w supermarkecie na zakupach – zaczęła opowiadać Jenny – Wypytywałam Harry’ego o to dokąd zmierza nasz związek i czy jest szczęśliwy, a on nagle ni z gruszki, ni z pietruszki zapytał czy za niego wyjdę – oświadczyła uradowana Jenny.
-Gratulacje kochana – powiedziałam po czym przytuliłam przyjaciółkę.

Cieszyłam się jej szczęściem i życzyłam jej i Harry’emu wszystkiego co najlepsze. Byli świetną parą i zasługiwali na szczęście.

-Co prawda zrobił to między konserwami, a tamponami, a pierścionek jest z lukrecji, ale jestem mega szczęśliwa – dodała Jenny.



-Nieważne gdzie to zrobił. Ważne jest to, że przed Wami wspólna przyszłość – stwierdziłam.
-Będę panną młodą! – krzyknęła radośnie Jenny jednocześnie podskakując.
-To najlepsza informacja od dłuższego czasu – powiedziałam.
-Kupiłam babeczki, żeby to uczcić – oznajmiła Jenny.

Usiadłyśmy w salonie i zaczęłyśmy się objadać babeczkami z nadzieniem budyniowym. Przyjaciółka zaczęła snuć plany na przyszłość skupiając dużą uwagę na wymarzonym przez nią ślubie. Przez kilka godzin buzia jej się nie zamykała. Miała w sobie wiele energii. Zupełnie tak jakby była nakręcona niczym jakaś zabawka. Już dawno nie spędziłam z nią tyle czasu co dzisiaj. Jej towarzystwo poprawiło mi humor czego bardzo w tym czasie potrzebowałam. Miałam już dosyć smutku i ciągłego martwienia się o wszystko.


#Niall

Dochodziła północ, a ja wciąż tkwiłem w szpitalu. Mimo, że mój dyżur skończył się trzy godziny temu nie mogłem wyjść z pracy, bo potrzebni byli chirurdzy. Karetki co chwilę przywoziły nowych poszkodowanych. Nie dość, że doszło dziś do karambolu to niedługo mieli nam przywieźć ofiary strzelaniny, bo doszło do porachunków dwóch gangów. Pobiegłem na podjazd dla karetek, który znajdował się przed izbą przyjęć. Stał na nim Shelley, bo razem mieliśmy zająć się poszkodowanym. Założyłem fartuch ochronny i rękawiczki.

-To członek jednego z gangów – powiedział George.
-A my zmarnujemy całą noc , by ratować jego nędzne życie – stwierdziłem.

Karetka podjechała przed izbę, a ja i George zajęliśmy się gangsterem. Zabraliśmy go do sali urazowej, żeby wstępnie ocenić jego obrażenia. Mimo, że został postrzelony w kilka miejsc ciągle próbował się z nami szarpać, więc konieczne było podanie mu leków uspokajających. To znacznie ułatwiło nam pracę. Mężczyzna miał kilka zadraśnięć i ranę postrzałową brzucha i klatki piersiowej.

-Trzeba zrobić RTG brzucha oraz klatki piersiowej, a potem biegiem na blok operacyjny – powiedziałem – Która sala operacyjna jest wolna? – spytałem pielęgniarkę.
-Trójka – oznajmiła kobieta.

Zabraliśmy na salę operacyjną naszego pacjenta. Wszyscy chirurdzy byli zajęci, więc ja i Shelley byliśmy skazani sami na siebie. Zapowiadała się trudna operacja, a my nie byliśmy, aż tak doświadczeni. Jako rezydenci dopiero się uczyliśmy i nasze umiejętności pozostawiały wiele do życzenia. Anestezjolog podał znieczulenie ogólne, a ja poprosiłem instrumentariuszkę o skalpel. Kiedy otworzyłem jamę brzuszną pacjenta krew dosłownie się z niego wylała.

-No i po śledzionie – powiedział George – Trzeba ją usunąć zanim koleś się wykrwawi
-Nie tylko śledziona krwawi – oznajmiłem – Druga kula drasnęła aortę. Potrzebny nam kardiochirurg

Poprosiłem pielęgniarkę, żeby wezwała kardiochirurga, ale wszyscy byli poza zasięgiem. Musieliśmy radzić sobie sami. Nigdy nie zszywałem aorty, więc nie miałem w tym żadnego doświadczenia.

-Zadzwońcie do mojej żony – poprosiłem pielęgniarki.

Wendy nie raz operowała serce, więc miała dużą wiedzę o tym narządzie. Była kardiochirurgiczną sawantką.

-Zamierzasz ją tu ściągnąć? – zapytał mnie George.
-Nie – odpowiedziałem – Mam zamiar dowiedzieć się jak założyć szew ciągły na aorcie
-Nigdy tego nie robiłeś? – spytał Shelley.
-Nie, a ty? – zapytałem.
-Też nie – oznajmił George.
-Więc potrzebna nam jest Wendy – stwierdziłem.
-Nie po raz pierwszy obaj jej potrzebujemy – powiedział Shelley.

Zbagatelizowałem komentarz George’a. Nasza rywalizacja o Wendy dawno się skończyła. Na całe szczęście moją wygraną. Pielęgniarka połączyła mnie z Wendy. Shelley zajął się krwawiącą aortą, a ja sercem. Moja księżniczka chciała przyjechać do szpitala, by wykonać zabieg, ale nie było na to czasu. Wendy udzielała mi wskazówek krok po kroku jak wykonać szew ciągły kapciuchowy na aorcie. Nie było to łatwe, ale dawałem sobie radę.

Gdy byłem przy końcu zakładania szwu na salę operacyjną na salę wszedł jakiś mężczyzna. Nie był to nikt z personelu, więc nie powinien był tu wchodzić.

-Nie może pan tu wchodzić – powiedziałem spoglądając na nieznajomego.
-Zamknij się doktorku! – wrzasnął mężczyzna wyjmując z kieszeni pistolet i celując nim prosto w moją stronę.

Każdy w mojej sytuacji podniósłby do góry ręce w geście obronnym, ale ja miałem ręce w klatce piersiowej pacjenta. Na sali operacyjnej zapadła cisza. Nie miałem pojęcia czego chce od nas ten mężczyzna. Patrząc na wyciągniętą w moim kierunku broń zacząłem odczuwać adrenalinę. Tysiące myśli błąkały się w tym momencie po mojej głowie
.
-Przestańcie go operować! – krzyknął mężczyzna – On ma umrzeć

Mężczyzna do mnie podszedł i przystawił mi do głowy pistolet. Czułem na skroni zimną metalową końcówkę lufy. Złożyłem przysięgę i nie mogłem przerwać zabiegu. Moje ręce zaczęły się trząść, a przed oczami przelatywały mi obrazy z różnych momentów mojego życia. Spojrzałem na George’a, który również nie przestał operować. Mężczyzna, który do mnie celował musiał należeć do przeciwnego gangu.

-Przestańcie operować! – krzyknął ponownie mężczyzna.

Pistoletem pchnął moją głowę, a ja odruchowo zamknąłem oczy. Przez chwilę myślałem, że to koniec. Koniec mojego życia. Gdy jednak ponownie otworzyłem powieki koszmar wciąż trwał. Nie mogłem pozwolić na to, by pacjent umarł, ale bałem się o własne życie. Byłem przerażony tym, że już więcej mogę nie zobaczyć Wendy i tym, że nigdy nie poznam swoich dzieci. Mimowolnie po moim policzku spłynęła łza. Nie przestałem jednak operować. Byłem lekarzem i moim obowiązkiem było ratowanie życia.



-Ostatni raz powtarzam, przestańcie go operować! – krzyknął mężczyzna.
Nie – odpowiedział George – Jeśli chcesz kogoś zabić to zabij mnie. W domu czeka na niego żona w bliźniaczej ciąży. Chcesz pozbawić dzieci ojca?

Napastnik obszedł stół i przyłożył broń do skroni George’a. Mężczyzna spoglądał raz na mnie, a raz na pacjenta jakby nad czymś się zastanawiał. W końcu skierował pistolet w kierunku operowanego i kilkakrotnie strzelił. Monitor zaczął piszczeć ciągłym, nieprzerwanym dźwiękiem. Nie mogłem już nic zrobić dla pacjenta, bo ten psychopata go zastrzelił. Moje myśli odbiegły jednak od zmarłego, gdy napastnik ponownie skierował broń w moją stronę. Tym razem uniosłem ręce do góry. To mogły być ostatnie chwile mojego życia. W jednej sekundzie wydarzyło się kilka rzeczy jednocześnie. George rzucił się na mężczyznę ze skalpelem, ale zrobił to kilka setnych sekundy za późno, bo broń wystrzeliła trafiając w moje ciało.

--------------------------------------------------------
Przepraszam za błędy.
Taki mroczny rozdział na Halloween. Jak sądzicie co stanie się z Niall’em?
Dziękuję za Wasze komentarze, które dają mi wielkiego kopa do pisania #OneLoveNiallFF
Wesołego Halloween :*

Buziaki :* @Mrs_Hazza94

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 22

Rozdział 22

„Siła bólu”


#Wendy

Siedziałam przy oknie i wpatrywałam się w uderzające o szybę krople deszczu. Po pięciu latach mieszkania w Londynie przyzwyczaiłam się już do tej ponurej pogody. Przykryłam się kocem, a w rękach trzymałam książkę. Nie mogłam się jednak skupić na czytaniu powieści, bo strasznie się martwiłam. Dokładnie za godzinę w jednym z chicagowskich szpitali miała się rozpocząć operacja mojej mamy. Wciąż myślałam o tym jak przeprowadzana jest operacja, którą przejdzie dziś moja mama. W mojej głowie tworzyły się obrazy tego jak neurochirurg krok po kroku wykona zabieg usunięcia guza. Bycie chirurgiem nie pomaga, kiedy bliską Ci osobę czeka operacja, a ty dokładnie znasz jej przebieg oraz ryzyko, które może wystąpić. Co chwilę zerkałam na telefon, by sprawdzić godzinę. Miałam wrażenie, że im częściej sprawdzam godzinę tym wolniej upływa czas. Usłyszałam jak Niall wchodzi do sypialni, więc odwróciłam głowę w stronę drzwi. Chłopak trzymał w jednej ręce kubek z gorącym napojem, a w drugiej talerz ze stertą pączków. Uśmiechnęłam się na ich widok.

-Mniam – powiedziałam, gdy podał mi talerz.

Wzięłam od niego kubek z gorącą herbatą malinową i postawiłam go na parapecie.

-Dziękuję miśku – Niall stanął obok mnie i objął mnie ręką – Jedno pytanie: Czemu są tu tylko trzy pączki? – zapytałam.
-A potrzeba Ci więcej? – spytał Niall uśmiechając się.
-Tak! – oznajmiłam z powagą.
-Kupię więcej jak będę wracał z pracy – obiecał Niall.
-Dzięki – uśmiechnęłam się.
-Może powinienem z tobą zostać – zaproponował Niall kucając przy mnie i zakładając pasemko moich włosów za ucho.
-Nie trzeba – oznajmiłam – Dam sobie radę

Niall przyglądał mi się dokładnie przez dłuższy czas. Wstał i cmoknął mnie w czoło. Wiedziałam, że gdyby mógł to zostałby ze mną w domu, ale miał dyżur w szpitalu, a w dodatku miał dziś wykonać swoją pierwszą samodzielną operację. Byłam z niego niesamowicie dumna. Chciałam być na galerii podczas zabiegu Niall’a i mu kibicować lub stać obok niego i asystować mu, ale za bardzo denerwowałam się operacją mamy.

-Gdybyś czegoś potrzebowała to Louis jest w domu – powiedział Niall.
-Okay – napiłam się łyka herbaty.
-Chciałbym z tobą  zostać Wendy – oznajmił Niall.
-Masz dziś swoją pierwszą operację solo. To ja powinnam przy tobie być – stwierdziłam.
-Postaram się wrócić jak najszybciej – obiecał Niall – Daj mi znać, gdybyś wiedziała coś o mamie
-Pewnie – powiedziałam – Powodzenia na operacji – dodałam.
-Poradzę sobie – oznajmił Niall prostując się na nogach.
-Wiem doktorze Horan – uśmiechnęłam się.

Chłopak pocałował mnie na pożegnanie po czym zgarnął z łóżka sportową torbę. Pomachałam mu, a on odmachał i wyszedł z pokoju. Zjadłam pączka z malinowym nadzieniem i wypiłam herbatę. Im dłużej wpatrywałam się w padający deszcz tym bardziej chciało mi się spać. Przydałaby mi się teraz kawa, ale w głowie od razu usłyszałam głos Niall’a, który mówi, że kawa w ciąży to nienajlepszy pomysł. Czasem to, że jest lekarzem naprawdę mnie denerwowało. Nieustannie pilnował tego co jem i tego z czego składa się dany produkt. Czasami miałam ochotę już urodzić i powiększyć w końcu dynastię Horanów. Ziewnęłam, a oczy zaszkliły mi się łzami. Przetarłam je rękawami od bluzy. Tata przysłał mi smsa, że operacja mamy już trwa co spowodowało, iż moje dłonie zaczęły się pocić. Bałam się tego, że ją stracę i to teraz, kiedy wreszcie zaczęłyśmy się dogadywać. Po pokoju rozległo się pukanie, a po chwili drzwi się otworzyły.

-Cześć mamuśka – powiedział Louis i wszedł do środka po czym bezceremonialnie rzucił się na łóżko moje i Niall’a.
-Cześć – odpowiedziałam cicho.
-Przyszedłem dotrzymać Ci towarzystwa – oznajmił Lou.
-To super – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-I pogadać – dodał Louis.

Przyjrzałam się przyjacielowi. W jego głosie dało się dostrzec przygnębienie. Chyba coś go gryzło, a ostatnio nie mieliśmy okazji, by ze sobą porozmawiać.

-Co jest? – spytałam odwracając się w jego stronę.
-Rozmawiałem z Gemmą i ona nie chce ze mną zamieszkać – powiedział Louis.

Miałam wrażenie, że Louis chciał wyrzucić to z siebie już dawno, bo wypowiedział te słowa bardzo szybko.

-Powiedziała Ci dlaczego nie chce? – spytałam, bo to dość istotny szczegół.
-Uważa, że to nie jest konieczne. Przynajmniej na razie – odpowiedział Louis.
-Musisz dać jej trochę czasu – stwierdziłam – My ciężarne często mamy rozchwianie emocjonalne i lepiej nie podejmować w tym stanie poważnych życiowych decyzji – powiedziałam.
-Czy ty myślałaś o tym, żeby zostać psychiatrą? – zapytał mnie Louis.
-Nie – odpowiedziałam – Zdecydowanie wolę kroić serca, a raczej je naprawiać
-Chodzi o to, że ona nosi moje dziecko Wen. Chciałbym być przy niej 24/7. Boję się, że jeżeli coś, by się jej stało to mnie przy niej nie będzie – powiedział Louis.

Tomlinson stał się bardzo odpowiedzialny, od kiedy dowiedział się, że będzie ojcem. Dobrze, że w końcu wydoroślał, bo kiedyś często zachowywał się jak dziecko.

-Gemma  mieszka z Harry’m, więc gdyby się cos stało to on się nią zajmie – powiedziałam szybko analizując sytuację.
-Ale to ja jestem ojcem jej dziecka – oznajmił trochę oburzony Lou – Ty i Niall jesteście małżeństwem. Chyba tak powinno to wyglądać

Myślałam przez chwilę nad słowami Louis’a. Może i miał trochę racji, ale nie do końca się z nim zgadzałam.

-Louis ważne jest to czy się kochacie, a nie to czy jesteście małżeństwem – stwierdziłam biorąc drugiego pączka – Nieważny jest papierek, ale uczucie jakim się darzycie
-Masz rację – powiedział Louis – Poczekam, aż Gemma będzie gotowa



-Cieszę się, że mogłam pomóc – uśmiechnęłam się.

Wstałam, by rozprostować kości. Czasami bolał mnie kręgosłup, bo mój brzuch robił się coraz większy, ale nie narzekałam. Starałam się dostrzegać tylko pozytywy ciąży, choć czasem miałam już dosyć.

-Przesuń się! – powiedziałam do Louis’a.

Chłopak położył się po stronie, gdzie zwykle spałam, a ja ułożyłam się na plecach obok niego. Zaczęliśmy rozmawiać o piłce nożnej, bo był to jeden z naszych ulubionych tematów. Oczywiście Louis skupiał uwagę na technice i stylu gry piłkarzy, a ja na tym, który jest przystojniejszy. Co jakiś czas wysyłałam do taty smsy, by dowiedzieć się co z mamą.


#Niall

Skończyłem właśnie przeprowadzać swoja pierwszą samodzielną operację. Podczas niej nie doszło do żadnych komplikacji i wszystko poszło jak z płatka. Na bloku operacyjnym czułem się tak jakbym miał wszystko pod kontrolą. Kiedy stoisz na sali operacyjnej nad pacjentem cały zgiełk świata i wszystkie zmartwienia znikają. Liczy się tylko to, by ocalić ludzkie życie, które ma się we własnych rękach.

Gdy jechałem do domu dostałem wiadomość od Louis’a. Otworzyłem ją i przeczytałem:

„Wracaj do domu, Wendy”

Wiedziałem, że nie oznacza to nic dobrego. Natychmiast wcisnąłem pedał gazu, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Louis mógł zamieścić w wiadomości więcej szczegółów. Dwadzieścia minut później otworzyłem drzwi od domu. Na dole nie zastałem nikogo poza Shaggy’m, więc wbiegłem na górę. Byłem pewny, że znajdę Wendy w sypialni. Stanąłem we framugach od naszego pokoju i zobaczyłem, że moja księżniczka leży na łóżko. Płakała, a jej ciało drżało.

-Wendy skarbie – powiedziałem, a ona popatrzyła w moją stronę i usiadła na łóżku.

Podbiegłem do niej i ją przytuliłem.

-Moja mama Niall – zaszlochała Wendy – Ona umarła

Wendy zaniosła się rozpaczliwym płaczem. Strata matki była dla niej olbrzymim ciosem. Oparła głowę na mojej klatce piersiowej, a ja ją objąłem. Wendy potrzebowała teraz mnie i mojego wsparcia. Wiedziałem, że nic nie zdoła jej teraz pocieszyć. Jedyne co mogłem zrobić to być przy niej. Pocierałem dłońmi plecy Wendy i pozwoliłem się jej wypłakać. Moja koszulka robiła się mokra od jej łez, ale nie obchodziło mnie to.

Dochodziła północ. Wendy zasnęła, więc przykryłem ją kocem. Z daleka można było dostrzec, że ma napuchnięte powieki. Cmoknąłem ją w czoło i zgasiłem światło. Zszedłem na dół, by napić się wody i coś zjeść, bo cały dzień nie miałem nic w ustach. Przy stole w kuchni siedzieli Louis, Harry, Gemma oraz Jenny. Nie rozmawiali ze sobą. Na drewnianym blacie stały przed nimi kubki z kawą, a w przypadku Gemmy z herbatą. Kiedy wszedłem do kuchni wszyscy na mnie spojrzeli. Wiedziałem, że oczekują ode mnie informacji na temat tego jak czuje się Wendy.

-Ona jest……jest załamana – powiedziałem.

Przyjaciele utkwili wzrok tam, gdzie patrzyli przed moim przyjściem. Nalałem sobie do szklanki wody, a do mikrofali wrzuciłem gotowe zapiekanki. Usiadłem na jednym z dwóch wolnych krzeseł przy stole. W domu panowała cisza wypełniona żalem i współczuciem. Nawet zwykłe chrząknięcie Harry’ego zdawało się brzmieć nienaturalnie głośno.

-Nie musicie tu siedzieć – powiedziałem szeptem – Zaopiekuję się nią
-Nigdzie nie idziemy! – oświadczyła zdecydowanie Jenny.

Mikrofala zadzwoniła co spowodowało, że Shaggy zaczął głośno szczekać. Pomyślałem, że cały ten hałas może obudzić Wendy. Wyjąłem z mikrofalówki zapiekanki i usiadłem przy stole. Gdy zjadłem posiłek odstawiłem talerz do zlewu. Tak jak przypuszczałem głośne szczekanie psa obudziło Wendy. Weszła do kuchni i rozejrzała się po pomieszczeniu po czym usiadła przy stole. 



Mrużyła oczy, bo intensywne światło ją w nie raziło. Wlałem jej do szklanki soku wieloowocowego i postawiłem ją przed nią. Przyjaciele patrzyli na Wendy ze współczuciem. Usiadłem obok niej i wziąłem jej dłoń w swoją splatając nasze palce. Wendy wpatrywała się w blat stołu, ale myślami była gdzieś daleko. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć i czy w ogóle się odezwać.

-Rano mamy dyżur – odezwała się niespodziewanie Wendy – Powinniście się trochę przespać przed pracą

Jakie to było typowe dla mojej księżniczki. Mimo, iż sama cierpiała to martwiła się o innych.

-Chcemy z tobą zostać – powiedziała Jenny.
-Chcę być sama – oznajmiła Wendy.

Oparła łokcie na stole po czym zabrała rękę, za którą ją trzymałem i zasłoniła twarz dłońmi. Żadne z naszych przyjaciół nie ruszyło się jednak z miejsca.

-Może chcesz się położyć kochanie? – zaproponowałem
.
Wendy pokręciła przecząco głową. Położyłem dłoń na jej plecach i delikatnie je pocierałem.

-Muszę lecieć do Chicago – odezwała się ponownie Wendy – Natychmiast

Latanie w ciąży nie było dobrym pomysłem, ale wiedziałem, że nie ma się o co spierać. Wendy musiała pożegnać się ze swoją mamą, a ja miałem zamiar lecieć razem z nią. Nie zostawię jej samej w tych trudnych dla niej chwilach.

-Lecę z tobą – oznajmiłem, a Wendy na mnie spojrzała.
-Ja też polecę – powiedziała Jenny.
-Jestem Wam wszystkim wdzięczna za to co dla mnie robicie – oznajmiła Wendy.
-Jesteśmy tu dla Ciebie – powiedziała Gmma.

Wendy przez chwilę się nad czymś zastanawiała, a następnie wstała od stołu.

-Pójdę zarezerwować bilety na samolot – powiedziała i wyszła z kuchni.



Poszedłem za nią, bo nie chciałem, by była teraz sama.


*** Miesiąc później ***


Wszedłem do sali pacjenta razem z Wendy i Gemmą. Odkąd wróciliśmy z Chicago z pogrzebu Pani Carter, Wendy nieustannie pracowała. Praktycznie nie wychodziła ze szpitala i nie chciała słyszeć o urlopie macierzyńskim. Praca była dla niej czymś w rodzaju odskoczni. Miała bardzo dużo zabiegów i operacji podczas, których mogła zapomnieć choć na chwilę o bólu, który wciąż odczuwała po stracie mamy. Próbowałem przekonać ją do pójścia na urlop, ale każda taka rozmowa kończyła się naszą kłótnią. W końcu przestałem poruszać ten temat.

Gemma zreferowała kartę pacjenta, a Wendy zbadała go swoim czerwonym stetoskopem.

-Czy ta operacja naprawdę jest konieczna? – zapytał pacjent, który był wyraźnie przestraszony czekającym go zabiegiem.
-A lubi Pan oddychać? – zapytała z sarkazmem Wendy wpisując coś do karty.
-Niestety jest ona konieczna – oznajmiłem pacjentowi.

Opuściliśmy we trójkę salę. Gemma gdzieś się oddaliła, a Wendy zaczęła szukać w recepcji innej karty.

-Wendy nie możesz się tak odzywać do pacjenta – upomniałem ją.
-Nie pouczaj mnie – odpowiedziała Wendy – Ja Ci nie mówię co masz robić

Wendy znalazła kartę, którą szukała i poszła do kolejnego pacjenta. Zacząłem się o nią martwić. Zawsze była pełna empatii dla pacjentów, a teraz zachowywała się tak jakby na niczym jej nie zależało i wszystko było jej obojętne.

***

Siedziałem na ławce przed szpitalem. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem po całym dniu na Sali operacyjnej. Byłem zmęczony i najchętniej wróciłbym do domu. Dołączył do mnie Harry, który przyniósł mi kawę.

-Dzięki – powiedziałem.
-Twoja żona właśnie wyrzuciła mnie z sali operacyjnej – poinformował mnie Harry.

Wyznanie Harry’ego wcale mnie nie zdziwiło. Wendy chciała mieć ostatnio nad wszystkim kontrolę i nie przejmowała się tym, że krzywdzi przy tym innych.

-Mam wrażenie, że moja Wendy gdzieś zniknęła – stwierdziłem po czym uiłem trochę kawy.
-Może zachowuje się tak, bo nie jest do końca zaspokojona seksualnie – powiedział Harry.
-Odkąd wróciliśmy z Chicago prawie nie wychodzimy z sypialni – oznajmiłem – Chyba próbuje sobie poradzić w ten sposób z żałobą
-A ty masz dość bzykania jej? – zapytał Harry.
-Mam dość tego, że zachowuje się tak jakby nic nie czuła – oznajmiłem.
-Może chce w ten sposób stłumić cierpienie – stwierdził Harry.
-Nie powinna zagłuszać bólu, bo z reguły wiem, że powróci on ze zdwojoną siłą – powiedziałem.
-Musisz z nią porozmawiać – poradził Harry – I to szczerze
-Wiem o tym – oznajmiłem.
-Przetrwacie to – stwierdził Harry – Jak wszystko

Wypiłem resztę kawy, którą przyniósł mi Harry. Czekało mnie jeszcze kilka godzin dyżuru.

-Doktorze Horan – zobaczyłem biegnącą w kierunku nas Parisę. Dziewczyna stanęła przed nami i ciężko dysząc powiedziała – Doktor Carter ma skurcze

Wrzuciłem kubek do kosza i pobiegłem jak najszybciej do środka. Było za wcześnie na to, by dzieci się urodziły, bo Wendy była dopiero w szóstym miesiącu ciąży.


---------------------------------------------------------------
Jak tam wasze wrażenia?
Dziękuję za Wasze opinie pozostawione w komentarzach  #OneLoveNiallFF

Buziaki :* @Mrs_Hazza94

czwartek, 8 października 2015

Rozdział 21

Rozdział 21

„Pragnienia i nadzieje”


#Wendy

Piekłam ciasteczka razem z Gemmą i Jenny. Siedziałyśmy w kuchni na krzesłach popijając gorącą czekoladę. Mimo, że był lipiec dzień był bardzo zimny. Niall, Harry i Louis wynosili meble z jednego z pokoi na strych, by móc go odremontować. Musieliśmy zrobić w nim pokoik dla naszych dzieci. Cały poprzedni dzień spędziłam razem z Niall’em  w sklepach wybierając właściwy kolor farby oraz meble.

-Mam ochotę na whisky – oznajmiła Jenny.
-Mówisz i masz – powiedziałam po czym wstałam z krzesła i podeszłam do szafki.

Wyjęłam z niej butelkę z alkoholem oraz szklankę i podałam je Jenny na co ona się uśmiechnęła.

-Wiesz, że jesteś najlepszą przyjaciółką jaką można mieć? – spytała Jenny.
-Tak, wiem – oznajmiłam.

Dziewczyna odkręciła butelkę i wlała sobie trunek do szklanki.

-To dziwne, że trzymasz w kuchni alkohol skoro możesz go pić – stwierdziła Jenny.
-To alkohol dla potrzebujących – uśmiechnęłam się – Potrzebujesz alkoholu, przyjdź do Wendy – powiedziałam.
-Zapamiętam – oznajmiła Jenny – Gemma chcesz trochę? – spytała szatynka.
-Nie, dziękuję – odpowiedziała Styles – Zadowolę się czekoladą
-Jak chcesz – powiedziała Jenny i napiła się whisky.

Wyjęłam z piekarnika blachę z ciasteczkami po czym wsadziłam następną. Gemma dekorowała ciastka lukrem i kolorową posypką.

-Jak moje dziecko podrośnie to ciągle będę piekła mu ciasteczka – oznajmiła Gemma.

Kiedy to powiedziała Jenny wypluła z ust whisky niczym spryskiwacz.

-Ty też jesteś w ciąży? – spytała Jenny Gemmę.
-Zgadza się – odpowiedziała Gemma.
-Gratuluję! – powiedziała Jenny i wzniosła do góry szklankę po czym się napiła.

Ja i Gemma ograniczyłyśmy się do napicia gorącej czekolady. Jenny się uśmiechała, ale wiedziałam, że gdzieś w głębi duszy ona również chce zostać mamą.



#Niall

Zaklejałem okno taśmą, by nie pobrudziło się podczas malowania. Louis składał komodę, a Harry siedział na drabinie i pił piwo. Oczywiście ja i Tommo także je popijaliśmy, ale musieliśmy zrobić to co zaplanowaliśmy na dzisiejszy dzień w związku z remontem. Gdybyśmy nie zrobili nic to Wendy zaczęłaby krzyczeć.

-Harry ruszył byś dupę i nam pomógł – powiedziałem.
-Dobrze sobie radzicie – rzucił Harry – Nie chcę Wam przeszkadzać
-Został mi jeden element od komody , który nigdzie nie pasuje – oznajmił Lou.
-Tak to jest jak składa się meble samemu – skomentował Harry.
-Wal się – rzucił Louis.
-Wrzuć go do pudełka – powiedziałem – Jak komoda się nie rozwali to znaczy, że nie był potrzebny
-Ale z Was majster klepki – stwierdził  Harry z lekką kpina w głosie.
-Chciałbym Was poinformować, że ja i Gemma spodziewamy się dziecka – powiedział Louis.
-To świetnie – powiedziałem i uściskałem przyjaciela – Moje gratulacje

Louis się uśmiechnął. Harry patrzył na Tomlinsona tak jakby chciał go zabić. Pomyślałem, że nie jest dobrze.

-Chcesz mi powiedzieć, że zapłodniłeś moją siostrę? – zapytał Harry wstając z drabiny i odstawiając piwo.

Harry wyglądał tak jakby miał zamiar uderzyć Lou. Ja też odstawiłem piwo na parapet, by powstrzymać Harry’ego w razie gdyby ten chciał zaatakować Tomlinsona. Styles podszedł do Louisa i popatrzył na niego groźnym wzrokiem po czym powiedział:

-Gratulację stary – uścisnął go i poklepał po plecach uśmiechając się – Będę wujkiem, ale fajnie. Idę na dół pogratulować Gemmie. Nic mi nie powiedziała idiotka jedna

Harry wyszedł z pokoju. Spojrzałam na Louisa, który uśmiechał się od ucha do ucha i wyglądał na szczęśliwego.

-Będziemy tatuśkami. To niesamowita sprawa – powiedziałem.

Lou usiadł na drabinie, gdzie wcześniej siedział Harry. Wziąłem piwo i napiłem się.

-Nie przeraza Cię to? – zapytał mnie Louis – Nie boisz się tego, że nie podołasz byciu ojcem?
-Cholernie się tego boję – oznajmiłem – Wiem jednak, że razem z Wendy dam sobie radę

Mówiłem prawdę. Bałem się tego, że nie poradzę sobie w roli taty, gdy dzieci przyjdą na świat. Będę odpowiedzialny za dwójkę bezbronnych maleństw, a to odwróci całe moje życie do gór nogami. Nie mogłem się jednak doczekać momentu, w którym wezmę dzieci na ręce i będę mógł je przytulić.

-Niall zacząłem szukać mieszkania i mam zamiar się wyprowadzić – powiedział Louis – Nie chodzi o to, że nie chcę z Wami mieszkać, ale zostanę ojcem i muszę myśleć o Gemmie i dziecku
-Rozumiem – oznajmiłem – Wendy pewnie będzie przykro
-Wiem. Powiesz jej, że się wyprowadzam? – spytał Louis.
-Sam jej to powiedz – stwierdziłem.
-Boisz się jej? – zapytał Lou śmiejąc się pod nosem.
-Też byś się bał, gdyby zaczęła na Ciebie wrzeszczeć z tym jej amerykańskim akcentem – powiedziałem – Jedna rada: jeśli zauważysz, że robi się wściekła to uciekaj jak najdalej – oznajmiłem.
-Zapamiętam – powiedział Louis.

We framugach od pokoju pojawiła się Wendy. Spojrzała na mnie tak jakby oczekiwała wyjaśnień po czym spytała:

-Siedzicie tu od nowa i jedyne co zrobiliście to złożenie komody i zaklejenie okna?
-Nie złość się kochanie – powiedziałem – Obiecałem Ci, że wyremontuję pokój zanim dzieci się urodzą i tak będzie
-Nieważne. Właśnie przywieźli pizzę, więc chodźcie na dół – oznajmiła Wendy.
-Już idziemy – powiedziałem.


***


Siedzieliśmy w salonie całą szóstką. W rękach miałem gitarę i podgrywałem na niej podczas rozmowy. Już dawno nie miałem okazji, by na niej pograć. Kiedyś robiłem to codziennie, ale odkąd zostałem lekarzem nie miałem na to czasu. Wendy właśnie mówiła przyjaciołom, że wybraliśmy imiona dla dzieci. Nasz wybór im się spodobał.



-Chcielibyśmy was o coś prosić – powiedziała Wendy do czwórki naszych przyjaciół.
-Co tylko chcecie – oznajmił Harry.
-Chcemy, abyście zostali rodzicami chrzestnymi naszych dzieci – powiedziała moja księżniczka uśmiechając się
-Harry i Jenny rodzicami Noah, a Gemma i Louis rodzicami BB – dodałem.
-BB? – spytała Jenny.
-Betsy-Blue – wytłumaczyłem.
-Będziemy zaszczyceni – powiedział Harry, a Jenny się z nim zgodziła.
-My również – oznajmiła Gemma.
-Dziękujemy. To naprawdę wiele dla nas znaczy – powiedziałem.

Dla mnie i dla Wendy było to bardzo ważne. Oboje zgodziliśmy się ze sobą co do wyboru rodziców chrzestnych. Postanowiliśmy też, że poprosimy Jenny i Harry’ego, żeby zajęli się naszymi dziećmi w razie, gdyby nam się coś stało. Będą pod dobrą opieką, gdybym razem z Wendy nie mógł zająć się nimi z różnych przyczyn.

Louis poszedł odwieźć Gemmę do domu. Pomyślałem, że to dobry moment, żeby poprosić pozostałą dwójkę przyjaciół o to, by zostali opiekunami zastępczymi dla naszych dzieci.

-Jenny, Harry chcemy Was prosić o jeszcze jedną ważną rzecz – powiedziałem, a przyjaciele na mnie spojrzeli – Chcielibyśmy żebyście zostali opiekunami zastępczymi dla naszych dzieci, gdyby coś nam się stało

Harry i Jenny zrobili zszokowane miny. Najwidoczniej nie spodziewali się, że poprosimy ich o coś takiego. Nie oczekiwaliśmy z Wendy, że od razu się zgodzą, bo to bardzo poważna decyzja i odpowiedzialność.

-Jeżeli coś, by się Wam stało to zajmiemy się Waszymi dziećmi – oznajmiła Jenny.
-Chyba nie sądzicie, że zostawimy je same? – dodał Harry – Zaopiekujemy się nimi
-Dziękujemy Wam – powiedziała Wendy.

Rozmawialiśmy z przyjaciółmi jeszcze przez jakieś dwie godziny. Kiedy Jenny i Harry wrócili do swoich domów posprzątałem w salonie, a Wendy poszła się położyć. Była zmęczona i bolały ją plecy, bo jej brzuszek robił się coraz większy. Musiałem poruszyć z nią temat choroby jej mamy chociaż nie chciałem jej denerwować w tym stanie. Wiedziałem, że będzie to dla niej szokiem, ale nie mogłem tego odwlekać.
Wendy stała przy umywalce w łazience i szczotkowała zęby. Wszedłem do środka po czym objąłem ją w tali. Kiedy zacząłem ją całować w policzek uśmiechnęła się i wypluła pastę.

-Daj mi umyć zęby – powiedziała Wendy.
-Okay – oznajmiłem, a następnie usiadłem na brzegu wanny.

Czekałem, aż Wendy skończy. Zajęło jej to jakieś trzy minuty.

-Jutro mamy wizytę u ginekologa – przypomniała mi Wendy wycierając buzie ręcznikiem.
-Pamiętam – oznajmiłem – Kochanie musimy poważnie porozmawiać
-O czym? – zapytała patrząc na mnie podejrzliwym wrokiem.
-O twojej mamie – powiedziałem.
-Rozmawiałam z nią – stwierdziła Wendy – Wszystko jest u niej w porządku
-Wendy twoja mama jest chora i z tego co wiem to zostało jej kilka miesięcy życia – oznajmiłem, a moja księżniczka zaczęła się śmiać.
-Żartujesz prawda? – spytała Wendy, bo nie wierzyła w to co powiedziałem.
-Nie żartuję – powiedziałem z pełną powagą.

Wendy przestała się śmiać, a na jej twarzy pojawił się grymas. Miała minę jakby zaraz miała się rozpłakać. Ta informacja była dla mnie ciosem.

-Na co? – spytała Wendy.
-Nie wiem, ale to poważne – oznajmiłem.

Po policzkach mojej księżniczki popłynęły łzy.

-Od jak dawna wiesz? – zapytała mnie Wendy.
-Przed naszym ślubem usłyszałem niechcący rozmowę twoich rodziców – powiedziałem.
-I nic mi nie powiedziałeś? – spytała Wendy.
-Myślałem, że twoja mama sama to zrobi – oznajmiłem – Ona jednak tego nie zrobiła
-Skoro jest to śmiertelna choroba to liczy się każdy dzień, a ty tak po prostu  trzymałeś tę informację dla siebie? – zapytała Wendy podnosząc ton swojego głosu.
-Nie wiedziałem co mam zrobić – powiedziałem – Chciałem Ci powiedzieć, ale sądziłem, że lepiej będzie jeśli zrobi t twoja mama. Nie chciałem niszczyć Waszej relacji, która i tak jest słaba

Wendy usiadła na brzegu wanny obok mnie. Objąłem ją, a ona oparła głowę na moim ramieniu.

-Musimy jej zrobić badania – stwierdziła Wendy – Zabierzemy ją rano do szpitala
-A co jeżeli nie będzie chciała? – zapytałem, bo nie sądziłem, że mama Wendy zgodzi się na kolejne badania.
-Coś wymyślę – powiedziała Wendy – Nie chcę stracić mamy Niall
-Wiem kochanie – przytuliłem do siebie Wendy jeszcze mocniej.

Chciałem jej okazać wsparcie. Moja księżniczka wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć i że będę przy niej w każdej chwili.


***


#Wendy

Z samego rana pojechałam do szpitala razem z Niall’em, Louis’em oraz moją mamą. Mieliśmy w pracy dyżur, a mama po moich długich namowach w końcu zgodziła się na zrobienie badań. Poszłam do szatni, by szybko przebrać się w szpitalny trykot i biły fartuch. Kiedy już byłam gotowa do pracy zamieniłam kilka zdań z Niall’em po czym chłopak udał się na poranny obchód. Ja natomiast znalazłam George’a i poprosiłam go o pomoc. Shelley spędzał dużo czasu na oddziale neurochirurgii, więc przyda mi się jego doświadczenie w tej dziedzinie chirurgii.

-Zabiorę twoją mamę na tomografię oraz rezonans magnetyczny – oznajmił George – A ty zadzwoń do szpitala, w którym do tej pory leczyli twoją mamę
-Dziękuję za pomoc George – powiedziałam.
-Nie ma za co – odpowiedział Geo.

Shelley zabrał moją mamę na badania, a ja odszukałam numer do szpitala w Chicago. Zadzwoniłam do niego i poprosiłam o przesłanie wszystkich wyników badań i historię choroby mojej mamy. Na szczęście szpital w Chicago nie robił żadnych problemów i obiecali wysłać dokumenty.

Udałam się do mamy, by towarzyszyć jej podczas badań. Weszłam do sali, w której odbywało się jej badanie. Wzięłam specjalną kamizelkę, która chroniła przed promieniowaniem i chciałam ją założyć, ale George mi ją zabrał.

-Chcę wejść do mamy! – powiedziałam.
-Nie mam mowy – oznajmił George – Jesteś w ciąży i nie możesz tam wejść. Zaczekasz tu za szybą

Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w monitor, na którym miały ukazać się skany mózgu mojej mamy. George miał rację. Nie powinnam narażać się na promieniowanie. Zrobienie badań zajęło dwie godziny. Gdy zobaczyłam skany osłupiałam. Czułam się tak jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.

-To guz w kształcie motyla – powiedziałam.
-Dokładnie gwiaździak czwartego stopnia – dodał George – Są nieoperacyjne

Po ostatnich słowach Geo dotarło do mnie, że moja mama umiera i niedługo jej przy mnie zabraknie. Być może nigdy nie pozna moich dzieci. Rozpłakałam się, bo wizja życia bez mamy mnie przerażała.

-Przykro mi Wendy – powiedział George i podał mi pudełko z chusteczkami higienicznymi.

Wzięłam jedną chusteczkę i otarłam nią twarz.

-Chcesz to pokażę te skany doktorowi Pratt’owi – zaproponował George.
-Pokaż i zapytaj czy można coś z tym zrobić – powiedziałam.
-Okay. Poradzisz sobie sama? – zapytał Geo.
-Tak – oznajmiłam – Dziękuję Ci za wszystko
-Żaden problem – odpowiedział George.

Shelley wyszedł z sali, a ja zostałam sama z mamą. Zabrałam ją do jednej z sal dla pacjentów. Czekałam razem z mamą, aż George przyjdzie z doktorem Pratt’em – neurochirurgiem na konsultacje. Obie milczałyśmy. Nie byłam w stanie rozmawiać z nią teraz o najbliższej przyszłości. Czekały ją trudne chwile, które będą ciężkie dla całej naszej rodziny.

Doktor Pratt wszedł do sali razem z George’m. W rękach trzymał skany mojej mamy. Neurochirurg przedstawił się mojej mamie po czym omówił z nią możliwości leczenia. Gdy powiedział, że może ją zoperować poczułam jakby ktoś dał nam nadzieję.

-Zwykle gwiaździaki są nieoperacyjne, ale w Pani przypadku jest inaczej. Brzegi Pani guza są gładkie i wyraźne – powiedział doktor Pratt.
-Łatwiej go będzie wyciąć? – zapytała mama.
-Tak – potwierdził neurochirurg – Wytnę go wewnątrz i nie wyjdę poza brzegi
-Jakie jest ryzyko? – spytała mama.
-Śpiączka lub zgon – stwierdziłam.
-Proszę się zastanowić nad zabiegiem – powiedział doktor Pratt po czym opuścił salę razem z George’m.

Zaczęłam rozmawiać z mamą o operacji. Chciałam, żeby się jej poddała, bo była to wielka szansa na to, że wyzdrowieje. Przedstawiłam jej wszystkie argumenty za i przeciw. Mama stwierdziła, że wraca do domu w Chicago i że jeżeli zdecyduje się na operacje to podda się jej w Ameryce. Nie chciałam naciskać na nią, żeby została w Londynie, bo niczego by to nie zmieniło. To do niej należała decyzja dotycząca zabiegu.


***


#Niall

Wszedłem do pokoju, który był w trakcie remontu. Wendy stała przy jednej ze ścian i malowała ją kremową farbę. Włosy miała uczesane w dwa warkocze co sprawiało, że wyglądała jak mała dziewczynka.

-Nie musisz malować ścian – powiedziałem – Sam bym to zrobił
-Nudziłam się, więc wzięłam się za to – oznajmiła Wendy maczając wałek w farbie.
-Masz farbę na policzku – powiedziałem i starłem farbę z policzka Wendy palcem – Może odpoczniesz, a ja dokończę – zaproponowałem.
-Nie trzeba – odpowiedziała Wendy – Bardzo dobrze się bawię
-Zaraz się przebiorę i Ci pomogę – oznajmiłem.

Poszedłem do sypialni i zmieniłem ubrania. Po kilku minutach wróciłem do pokoju, gdzie była Wendy i złapałem za drugi wałek. Malowaliśmy ściany śpiewając piosenki, które akurat puszczane były w radiu i rozmawiając.

-Jak myślisz kochanie kim zostaną nasze dzieci? – zapytałem.
-Nie mam pojęcia – powiedziała Wendy – Zostaną kim będą chciały
-Może zostaną lekarzami – stwierdziłem.
-To bardzo prawdopodobne zważywszy na to, że ich rodzice i rodzice chrzestni nimi są, a w dodatku w mojej rodzinie od pokoleń są lekarze – oznajmiła Wendy.
-Więc będę miały to w genach – stwierdziłem – Ale nie będę na nie naciskał. Zostaną kim będą chciały

Wendy złapała się jedną ręką u dołu brzucha. Zrobiła to dość gwałtownie. Odłożyłem wałek, który trzymałem w ręce i do niej podszedłem. Miała wystraszoną minę.

-Coś jest nie tak – powiedziała Wendy.
-Usiądź sobie – pomogłem jej usiąść na krześle i przykucnąłem przy niej – Co się dzieje? – spytałem.
-Nie wiem. Poczułam coś dziwnego – oznajmiła Wendy – Jedźmy do szpitala Niall

Włożyłem dłoń pod koszulkę Wendy i przyłożyłem ją do brzucha. Uśmiechnąłem się, kiedy poczułem ruchy naszych maluszków.



-Wszystko jest w porządku skarbie – powiedziałem – Dzieci zaczęły się ruszać

Wendy położyła na brzuchu obie ręce po czym też się uśmiechnęła. To była niesamowita chwila dla nas obojga.

-Ale ze mnie idiotka – powiedziała Wendy – Myślałam, że dzieje się coś złego
-Nie jesteś idiotką – oznajmiłem – To twoja pierwsza ciąża, więc to normalne, że się wystraszyłaś

Wendy mnie pocałowała. Czucie jak dzieci ruszają się w brzuszku mojej ukochanej było czymś wyjątkowym. Po raz pierwszy poczułem się jak ojciec. Czekała mnie ogromna odpowiedzialność związana z byciem rodzicem czego trochę się obawiałem, ale lekki stres przed byciem ojcem był chyba naturalny.


---------------------------------------------------------------
Przepraszam za błędy.
Dziękuję za wasze opinie pozostawione w komentarzach  #OneLoveNiallFF

Buziaki :* @Mrs_Hazza94