Rozdział
23
„I
nastał mrok…”
„Ludzkie
życie składa się z wyborów…..Tak lub nie, w przód czy w tył, w górę czy w dół.
Są wybory, które mają znaczenie. Kochać czy nienawidzić? Być bohaterem czy
tchórzem? Walczyć czy poddać się? Żyć…czy umierać?”
#Niall
Wróciłem razem z Wendy do domu. Trzy godziny spędziliśmy
na oddziale ginekologii po tym jak moja ukochana dostała przedwczesnych
skurczów. Doktor Robbins przeprowadziła dokładne badania i podała Wendy
odpowiednie leki. Stres po stracie mamy i przeciążenie fizyczne, były powodem
skurczów. Lekarka wygoniła Wendy na urlop macierzyński co nie do końca
spodobało się mojej księżniczce. Wiedziała jednak, że to konieczne, więc nie protestowała.
Wendy poszła wziąć kąpiel, a ja udałem się do
kuchni, żeby zrobić kolacje. Bardzo się o nią martwiłem. Musiałem teraz
szczególnie zadbać o Wendy, bo każdy większy stres mógł doprowadzić do
przedwczesnego porodu. Kiedy robiłem tosty do kuchni wszedł Louis. Jak zawsze
miał uśmiechniętą minę. Podszedł do lodówki i wyjął z niej dwa piwa po czym
usiadł przy stole.
-Musisz się napić – oznajmił przyjaciel i otworzył
butelki.
-Nawet nie wiesz jaką miałem na to ochotę –
powiedziałem i napiłem się piwa.
-Dowiedziałem się dzisiaj, że będę miała syna, więc
to dobry powód do świętowania – uśmiechnął się Louis.
-Gratuluję stary – powiedziałem i stuknęliśmy się butelkami.
-Dzięki – odpowiedział Louis.
Gdy wypiliśmy po piwie i Tommo wyciągnął z lodówki
po następnym do kuchni weszła Wendy. Wyglądała na zmęczoną i tak też
rzeczywiście było. Wzięła na siebie zbyt wiele pracy co zdecydowanie
przewyższało jej możliwości. Podałem Wendy herbatę i cmoknąłem ją w głowę.
-Wszystko w porządku? – spytał Louis Wendy.
-Nie – odpowiedziała Wendy – Nic nie jest na tym
świecie w porządku
Po policzku mojej księżniczki spłynęła pojedyncza
łza.
-Przepraszam Was – powiedziała Wendy wstając od
stołu i wychodząc w pośpiechu z pomieszczenia.
Spojrzałem na Louis’a, a on na mnie. Było jasne, że
moja ukochana wciąż cierpi z powodu straty swojej mamy. W dodatku bała się, że
w każdej chwili mogła ponownie dostać skurczy i przed wcześnie urodzić. Zostawiłem
Louis’a samego w kuchni i poszedłem za Wendy. Ostatni miesiąc był trudny dla
nas obojga.
Moja księżniczka stała przy oknie opierając ręce na
parapecie i płakała. Podszedłem do niej i przytuliłem ją, a ona się we mnie
wtuliła.
-Tęsknie za mamą Niall – powiedziała Wendy
szlochając.
-Wiem kochanie, wiem – oznajmiłem głaskając ja po
głowie.
-Przepraszam, że jestem taką okropną żoną.
Zasłużyłeś na kogoś lepszego niż ja – powiedziała Wendy.
-Nie mów tak kochanie – stwierdziłem – Jesteś moim
największym skarbem i bardzo Cię kocham Wendy. Razem sobie poradzimy i
przejdziemy przez to wszystko razem
Pocałowałem Wendy w czoło i przytuliłem ją do siebie
jeszcze mocniej.
***
Mijał dzień za dniem, a moja księżniczka miała się coraz
lepiej. Chodzi mi oczywiście o jej stan psychiczny, bo fizycznie było wszystko
w porządku. Wygrzebałem się spod ciepłej kołdry przedtem składając delikatnego
całusa na ustach Wendy. Była czwarta rano i nie chciałem jej obudzić. Słońce za
oknem dopiero wschodziło.
Ubierałem się po czym szybko opuściłem dom i
pojechałem do szpitala, bo mój pager nieustannie dzwonił. Widać w szpitalu
potrzebowali mojej pomocy. Gdy po trzydziestu minutach dotarłem do kliniki
panował w niej straszny chaos. Na oddziale chirurgii było wiele osób. Zupełnie
tak jak na jakiejś wyprzedaży.
-Dzień dobry doktorze Horan – powiedziała Gemma i
podała mi stos kart pacjentów.
-Ten dzień nie będzie dobry – stwierdziłem patrząc
na pierwszą kartę, którą podała mi dziewczyna – Przebiorę się i zaraz biorę się
do pracy, a ty zajmij się lżejszymi przypadkami – poinstruowałem Gemmę.
-Zgoda doktorze – odpowiedziała dziewczyna.
Ten dzień jeszcze dobrze się nie zaczął, a ja
chciałem, by dobiegł końca. Przepchałem się przez tłum do szatni i szybko się
przebrałem. Czekał mnie cały dzień ciężkiej pracy.
#Wendy
Oglądałam w salonie swój ulubiony serial. Nic tak
nie poprawiało mi humoru jak „Przyjaciele”. Ostatnio miałam małe załamanie
psychiczne, ale chyba wszystko wróciło już do normy. Przynajmniej częściowo.
Każda myśl o mamie sprawiała mi ból, ponieważ bardzo za nią tęskniłam, a
świadomość tego, że już nigdy jej nie zobaczę mnie dobijała.
Ktoś zaczął pukać i dzwonić do drzwi wejściowych.
Powoli podniosłam się z kanapy i powędrowałam do drzwi. Gdy tylko je otworzyłam
do domu wbiegła Jenny. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, a ona cała
promieniała ze szczęścia.
-Jestem zaręczona! – krzyknęła Jenny podskakując z
radości.
Na słowa przyjaciółki opadła mi szczęka. Harry
wreszcie się odważył i zaproponował Jenny wspólną przyszłość co uszczęśliwiło
moją przyjaciółkę.
-Opowiadaj wszystko z najmniejszymi szczegółami –
powiedziałam do przyjaciółki uśmiechając się.
-No więc byliśmy w supermarkecie na zakupach –
zaczęła opowiadać Jenny – Wypytywałam Harry’ego o to dokąd zmierza nasz związek
i czy jest szczęśliwy, a on nagle ni z gruszki, ni z pietruszki zapytał czy za
niego wyjdę – oświadczyła uradowana Jenny.
-Gratulacje kochana – powiedziałam po czym
przytuliłam przyjaciółkę.
Cieszyłam się jej szczęściem i życzyłam jej i Harry’emu
wszystkiego co najlepsze. Byli świetną parą i zasługiwali na szczęście.
-Co prawda zrobił to między konserwami, a tamponami,
a pierścionek jest z lukrecji, ale jestem mega szczęśliwa – dodała Jenny.
-Nieważne gdzie to zrobił. Ważne jest to, że przed
Wami wspólna przyszłość – stwierdziłam.
-Będę panną młodą! – krzyknęła radośnie Jenny
jednocześnie podskakując.
-To najlepsza informacja od dłuższego czasu –
powiedziałam.
-Kupiłam babeczki, żeby to uczcić – oznajmiła Jenny.
Usiadłyśmy w salonie i zaczęłyśmy się objadać
babeczkami z nadzieniem budyniowym. Przyjaciółka zaczęła snuć plany na
przyszłość skupiając dużą uwagę na wymarzonym przez nią ślubie. Przez kilka
godzin buzia jej się nie zamykała. Miała w sobie wiele energii. Zupełnie tak
jakby była nakręcona niczym jakaś zabawka. Już dawno nie spędziłam z nią tyle
czasu co dzisiaj. Jej towarzystwo poprawiło mi humor czego bardzo w tym czasie
potrzebowałam. Miałam już dosyć smutku i ciągłego martwienia się o wszystko.
#Niall
Dochodziła północ, a ja wciąż tkwiłem w szpitalu.
Mimo, że mój dyżur skończył się trzy godziny temu nie mogłem wyjść z pracy, bo
potrzebni byli chirurdzy. Karetki co chwilę przywoziły nowych poszkodowanych.
Nie dość, że doszło dziś do karambolu to niedługo mieli nam przywieźć ofiary
strzelaniny, bo doszło do porachunków dwóch gangów. Pobiegłem na podjazd dla
karetek, który znajdował się przed izbą przyjęć. Stał na nim Shelley, bo razem
mieliśmy zająć się poszkodowanym. Założyłem fartuch ochronny i rękawiczki.
-To członek jednego z gangów – powiedział George.
-A my zmarnujemy całą noc , by ratować jego nędzne
życie – stwierdziłem.
Karetka podjechała przed izbę, a ja i George
zajęliśmy się gangsterem. Zabraliśmy go do sali urazowej, żeby wstępnie ocenić
jego obrażenia. Mimo, że został postrzelony w kilka miejsc ciągle próbował się
z nami szarpać, więc konieczne było podanie mu leków uspokajających. To
znacznie ułatwiło nam pracę. Mężczyzna miał kilka zadraśnięć i ranę postrzałową
brzucha i klatki piersiowej.
-Trzeba zrobić RTG brzucha oraz klatki piersiowej, a
potem biegiem na blok operacyjny – powiedziałem – Która sala operacyjna jest
wolna? – spytałem pielęgniarkę.
-Trójka – oznajmiła kobieta.
Zabraliśmy na salę operacyjną naszego pacjenta. Wszyscy
chirurdzy byli zajęci, więc ja i Shelley byliśmy skazani sami na siebie. Zapowiadała
się trudna operacja, a my nie byliśmy, aż tak doświadczeni. Jako rezydenci
dopiero się uczyliśmy i nasze umiejętności pozostawiały wiele do życzenia.
Anestezjolog podał znieczulenie ogólne, a ja poprosiłem instrumentariuszkę o
skalpel. Kiedy otworzyłem jamę brzuszną pacjenta krew dosłownie się z niego
wylała.
-No i po śledzionie – powiedział George – Trzeba ją
usunąć zanim koleś się wykrwawi
-Nie tylko śledziona krwawi – oznajmiłem – Druga kula
drasnęła aortę. Potrzebny nam kardiochirurg
Poprosiłem pielęgniarkę, żeby wezwała
kardiochirurga, ale wszyscy byli poza zasięgiem. Musieliśmy radzić sobie sami. Nigdy
nie zszywałem aorty, więc nie miałem w tym żadnego doświadczenia.
-Zadzwońcie do mojej żony – poprosiłem pielęgniarki.
Wendy nie raz operowała serce, więc miała dużą
wiedzę o tym narządzie. Była kardiochirurgiczną sawantką.
-Zamierzasz ją tu ściągnąć? – zapytał mnie George.
-Nie – odpowiedziałem – Mam zamiar dowiedzieć się jak
założyć szew ciągły na aorcie
-Nigdy tego nie robiłeś? – spytał Shelley.
-Nie, a ty? – zapytałem.
-Też nie – oznajmił George.
-Więc potrzebna nam jest Wendy – stwierdziłem.
-Nie po raz pierwszy obaj jej potrzebujemy –
powiedział Shelley.
Zbagatelizowałem komentarz George’a. Nasza
rywalizacja o Wendy dawno się skończyła. Na całe szczęście moją wygraną.
Pielęgniarka połączyła mnie z Wendy. Shelley zajął się krwawiącą aortą, a ja
sercem. Moja księżniczka chciała przyjechać do szpitala, by wykonać zabieg, ale
nie było na to czasu. Wendy udzielała mi wskazówek krok po kroku jak wykonać
szew ciągły kapciuchowy na aorcie. Nie było to łatwe, ale dawałem sobie radę.
Gdy byłem przy końcu zakładania szwu na salę
operacyjną na salę wszedł jakiś mężczyzna. Nie był to nikt z personelu, więc
nie powinien był tu wchodzić.
-Nie może pan tu wchodzić – powiedziałem spoglądając
na nieznajomego.
-Zamknij się doktorku! – wrzasnął mężczyzna wyjmując
z kieszeni pistolet i celując nim prosto w moją stronę.
Każdy w mojej sytuacji podniósłby do góry ręce w
geście obronnym, ale ja miałem ręce w klatce piersiowej pacjenta. Na sali operacyjnej
zapadła cisza. Nie miałem pojęcia czego chce od nas ten mężczyzna. Patrząc na
wyciągniętą w moim kierunku broń zacząłem odczuwać adrenalinę. Tysiące myśli
błąkały się w tym momencie po mojej głowie
.
-Przestańcie go operować! – krzyknął mężczyzna – On
ma umrzeć
Mężczyzna do mnie podszedł i przystawił mi do głowy
pistolet. Czułem na skroni zimną metalową końcówkę lufy. Złożyłem przysięgę i
nie mogłem przerwać zabiegu. Moje ręce zaczęły się trząść, a przed oczami
przelatywały mi obrazy z różnych momentów mojego życia. Spojrzałem na George’a,
który również nie przestał operować. Mężczyzna, który do mnie celował musiał
należeć do przeciwnego gangu.
-Przestańcie operować! – krzyknął ponownie
mężczyzna.
Pistoletem pchnął moją głowę, a ja odruchowo
zamknąłem oczy. Przez chwilę myślałem, że to koniec. Koniec mojego życia. Gdy
jednak ponownie otworzyłem powieki koszmar wciąż trwał. Nie mogłem pozwolić na
to, by pacjent umarł, ale bałem się o własne życie. Byłem przerażony tym, że
już więcej mogę nie zobaczyć Wendy i tym, że nigdy nie poznam swoich dzieci.
Mimowolnie po moim policzku spłynęła łza. Nie przestałem jednak operować. Byłem
lekarzem i moim obowiązkiem było ratowanie życia.
-Ostatni raz powtarzam, przestańcie go operować! –
krzyknął mężczyzna.
Nie – odpowiedział George – Jeśli chcesz kogoś zabić
to zabij mnie. W domu czeka na niego żona w bliźniaczej ciąży. Chcesz pozbawić
dzieci ojca?
Napastnik obszedł stół i przyłożył broń do skroni
George’a. Mężczyzna spoglądał raz na mnie, a raz na pacjenta jakby nad czymś
się zastanawiał. W końcu skierował pistolet w kierunku operowanego i
kilkakrotnie strzelił. Monitor zaczął piszczeć ciągłym, nieprzerwanym dźwiękiem.
Nie mogłem już nic zrobić dla pacjenta, bo ten psychopata go zastrzelił. Moje
myśli odbiegły jednak od zmarłego, gdy napastnik ponownie skierował broń w moją
stronę. Tym razem uniosłem ręce do góry. To mogły być ostatnie chwile mojego
życia. W jednej sekundzie wydarzyło się kilka rzeczy jednocześnie. George
rzucił się na mężczyznę ze skalpelem, ale zrobił to kilka setnych sekundy za późno,
bo broń wystrzeliła trafiając w moje ciało.
--------------------------------------------------------
Przepraszam za błędy.
Taki mroczny rozdział na Halloween. Jak sądzicie co
stanie się z Niall’em?
Dziękuję za Wasze komentarze, które dają mi
wielkiego kopa do pisania #OneLoveNiallFF
Wesołego Halloween :*
Buziaki :* @Mrs_Hazza94