Rozdział
29
„Zmiany”
#Wendy
Wstałam wczesnym rankiem, ponieważ dzisiejszego dnia
wracałam do pracy po czteromiesięcznej przerwie. Cieszyłam się, że znów zajmę
się tym co kocham, czyli ratowaniem ludzkiego życia. Martwiła mnie jednak jedna
rzecz, a mianowicie to czy dam radę rozstać się na dwanaście godzin dyżuru z
moimi dziećmi. Wiedziałam, że zostaną na ten czas pod opieką doświadczonych
niań, pracujących w szpitalnym żłóbku, ale i tak nie chciałam ich zostawiać na
tak długo z bądź co bądź obcymi osobami. Gdy weszłam do pokoju bliźniaków
zauważyłam, że Niall ubiera naszego synka w śpioszki, a Betsy wierci się w
swojej kołysce. Podeszłam do naszej córeczki i wzięłam ją na ręce.
-O, hej kochanie – powiedział Niall, kiedy wreszcie
mnie dostrzegł, bo ubieranie Noah pochłaniało całą jego uwagę.
-Cześć – odpowiedziałam kładąc córkę na przewijaku i
wykonując niezbyt przyjemną czynność jaką była zmiana pieluchy.
Wyszykowaliśmy maluchy do wyjścia z domu. Na dworze
był straszny mróz, więc ciepło je opatuliliśmy. Trzy razy sprawdziłam czy
zapakowałam wszystkie potrzebne rzeczy dla dzieci. Kiedy miałam całkowitą
pewność, że wszystko spakowałam opuściliśmy z Niall’em i dziećmi dom. Mąż
umieścił dzieci w fotelikach samochodowych i pojechaliśmy do szpitala.
***
-Nie chcę ich zostawiać – powiedziałam patrząc na
swoje dzieci, kiedy opiekunki ze żłóbka zabrały je na leżanki.
-Nic im nie będzie – zapewnił mnie Niall obejmując
moje plecy – Przyjdziemy do nich podczas przerwy na lunch
-Okay – zgodziłam się, patrząc na swoje dzieci tęsknym
wzrokiem.
Udałam się wraz z ukochanym na oddział chirurgii.
Gdy poczułam specyficzny zapach od razu poczułam się jak w domu. Tego mi
brakowało. Z szerokim uśmiechem na mojej twarzy weszłam do szatni, aby się
przebrać. W pomieszczeniu byli Jenny z Harry’m oraz George.
-Witaj po długiej przerwie mamuśka – przywitał mnie
Harry, który jak zawsze był w dobrym nastroju.
-Siemanko – powiedziałam podchodząc do swojej szafki
i otwierając jej metalowe drzwiczki.
W środku był mój różowy stetoskop oraz niebieski
strój chirurgiczny i biały fartuch. Zdjęłam z siebie kurtkę, po czym powiesiłam
ją na wieszaku. Przebrałam się w szpitalny trykot i włożyłam na siebie fartuch,
do którego przypięłam swój identyfikator.
-Doktor Carter wróciła, bitches – oznajmiłam
wieszając na szyi stetoskop.
-Oh yeah, baby –
zaśmiał się Niall całując mnie w policzek.
Wyszliśmy z szatni i
stanęliśmy obok recepcji czekając na instrukcję przełożonego. Niall przyniósł
mi kawę za co byłam mu ogromnie wdzięczna, bo potrzebowałam małego zastrzyku
kofeiny z rana. Zaczęłam się rozglądać po tablicy, na której były rozpisane
dzisiejsze operacje. Nigdzie nie znalazłam swojego nazwiska co spowodowało, że
czułam się zawiedziona. Pewnie szef nie chce bym łapała za skalpel pierwszego
dnia w pracy po tak długiej przerwie. Pomyślałam, że dyżur minie mi w spokojnej
atmosferze, a potem zabiorę swoje dzieci ze żłóbka i razem z Niallem wrócimy do
domu.
-Widzę, że Carter do
nas wróciła – powiedział doktor Parker pojawiając się obok nas – Dobrze, że jesteś
cała i zdrowa, bo potrzebujemy rezydentów, a ostatnio wszyscy się rozmnażacie i
znikacie jeden po drugim
-Jestem do usług –
uśmiechnęłam się, a Parker podał mi do rąk stertę kart pacjentów. Ugięłam się pod
ich ciężarem, ale szybko złapałam równowagę.
-Dzisiaj robisz papiery
i okazujesz pacjentom wsparcie duchowe – oznajmił mój przełożony.
-Zrozumiałam –
oświadczyłam.
Moi koledzy rozeszli
się, by wykonać swoje obowiązki. Tylko Niall został przy mnie, kiedy usiadłam
za recepcją i zaczęłam przeglądać karty, które wręczył mnie Parker.
-Idź i wykonuj super
operacje podczas, gdy ja zanudzę się wypełniając karty – powiedziałam so męża,
który siedział obok mnie.
-Operuje dopiero o 9.30
z Martinem, więc mam trochę czasu – stwierdził Niall przysuwając się do mnie.
Skupiłam całą swoją
uwagę na wypełnianiu kart. Nie znałam pacjentów znajdujących się na oddziale,
więc musiałam odwiedzić ich w salach, w których leżeli, by zadać im kilka pytań
i uzupełnić brakujące rubryki. Było to lekkie, ale nudne zajęcie. Po dwóch
godzinach skończyłam, więc doktor Parker odesłał mnie na ostry dyżur, bym szyła
pacjentów i w razie potrzeby zajęła się osobami przywiezionymi przez ratowników
medycznych.
-Łóżko numer 3 –
powiedziała pielęgniarka, kiedy pojawiłam się na izbie przyjęć.
Podeszłam do kobiety
siedzącej na łóżku. Pacjentka, którą miałam zbadać uśmiechała się i zapewniała
swoją córkę stojącą przy jej łóżku, że wyzdrowieje i wrócą razem do domu.
-Dzień dobry, jestem
doktor Carter – powiedziałam i zapoznałam się z informacjami na karcie przy
łóżku pacjentki – Zbadam Panią – poinformowałam, po czym osłuchałam kobietę
stetoskopem – Miała Pani zawroty głowy, nudności i wymioty? – zapytałam, by się
upewnić.
-Tak – potwierdziła pacjentka.
- Odczuwa Pani ból w
klatce lub drętwieją Pani ręce? – spytałam biorąc od stażystki wyniki badania
EKG i zapoznając się z nimi.
-Nie – oznajmiła kobieta.
-Ma Pani zawał serca – zdiagnozowałam,
a kobieta zrobiła wystraszoną minę – Zabieramy Panią na oddział kardiochirurgii
– powiedziałam pacjentce.
Przewiozłyśmy pacjentkę
na oddział chirurgii, by zrobić jej więcej badań. Kiedy pojawił się doktor
Caffrey (kardiochirurg), wzięłam córkę pacjentki za rękę i wyprowadziłam ją do
poczekalni. Dziewczynka miała jakieś 10 lat i była przerażona. Zdecydowałam, że
zostanę z małą, bo kardiochirurg nie potrzebował mojej pomocy.
-Jak masz na imię? –
spytałam dziewczynkę siadając obok niej.
-Annabelle –
odpowiedziała dziewczynka.
-Ja jestem Wendy – uśmiechnęłam
się do małej – Twój tata już tu jedzie – powiedziałam, bo pielęgniarka
zadzwoniła do ojca dziewczynki i poinformowała go o tym, że jego rodzina jest w
szpitalu – Masz może ochotę na pudding? – zapytałam, a dziewczynka pokiwała
głową.
Gdy szłam z Annabelle
na stołówkę, by kupić pudding w dużym
pośpiechu minęli nas doktor Caffrey i pielęgniarki, którzy przewozili mamę
dziewczynki na salę operacyjną.
-Co się stało? –
krzyknęłam do kardiochirurga.
-Pęknięcie ściany komory
– odpowiedział lekarz i popędzili na salę operacyjną.
Dziewczynka zaczęła rozpaczliwie
wołać swoją mamę. Przykucnęłam obok niej i zapewniałam, że lekarze pomogą jej
mamie, ale nie miałam co do tego pewności. Gdy Annabelle się uspokoiła zabrałam
ją na stołówkę i kupiłam pudding, babeczkę oraz sok pomarańczowy. Chciałam ją
czymś zająć, by nie martwiła się o mamę, więc znalazłam w świetlicy jakąś grę
planszową, by zagrać w nią z dziewczynką. Siedziałyśmy przy jednym ze stolików
i grałyśmy, a ja co jakiś czas zerkałam na zegarek, by zobaczyć ile trwa
operacja.
-Co jest mojej mamie? –
zapytała Annabelle spoglądając na mnie .
-W sercu twojej mamy
zrobiła się dziura – wyjaśniłam dziewczynce tak, by zrozumiała, bo stwierdzenie
‘pęknięcie ściany komory’ pewnie nic, by jej nie mówiło.
-Dziura? – spytała dziewczynka.
-Tak, a krew, która powinna
płynąć z jednego pokoju do drugiego wypływa tą dziurą – powiedziałam rzucając
kostką do gry.
-Zaszyją dziurę? –
zapytała Annabelle.
-Spróbują –
odpowiedziałam przesuwając pionek do przodu – Ale serce musi być wytrzymałe jak
buty, a serce twojej mamy jest jak papier
-A co będzie jeśli moja
mama umrze? - dziewczynka rzuciła kostką.
W tym momencie
zobaczyłam jak na stołówkę wchodzi moja stażystka, Parisa. Spojrzałam na nią, a
ona pokiwała przecząco głową na znak, że pacjentka nie przeżyła. Westchnęłam
głęboko i spojrzałam na dziewczynkę.
-Jeśli twoja mama umrze
będziesz czuła różne rzeczy. Pomyślisz, że mogłaś zrobić więcej, ale to nie
prawda, zrobiłaś wszystko. Zapamiętaj to co Ci teraz mówię, zrobiłaś wszystko.
Będzie Cię bolało za każdym razem, gdy o niej pomyślisz. Z czasem ból osłabnie,
a potem gdy będziesz ją wspominać zaboli tylko trochę – powiedziałam
wspominając w myślach własną mamę i to jak bardzo cierpiałam, gdy zmarła.
Dokończyłam z
dziewczynką grę, a potem poszłam z nią na oddział chirurgiczny, bo w poczekalni
czekał na nią jej tata. Annabelle puściła moją rękę i pobiegła do taty, po czym
mocno go przytuliła. Poszłam do szatni, bo czułam jak łzy napływają mi do oczu.
Nie wiem czemu, ale właśnie w tym momencie zatęskniłam za swoją mamą. Bardzo mi
jej brakowało i chciałam się teraz do kogoś przytulić. Niall operował, więc
musiałam radzić sobie sama. Wytarłam łzy chusteczką, bo nie chciałam, by ktoś
zauważył, że płakałam. Udałam się na galerię sali operacyjnej, w której
operował Niall. Usiadłam na jednym z krzeseł i patrzyłam na to jak mój ukochany
doskonale sobie radził. Miał naturalny talent do chirurgii. W porównaniu do
Nialla byłam słabym lekarzem. Może to nie dla mnie i nie nadaje się do tego
zawodu. Co prawda byłam druga na naszym roku, zaraz za Niallem, ale nigdy nie
będę tak dobra jak on.
***
Wieczorem zadzwoniłam
do swojego taty. Nie widziałam go od pogrzebu mamy i było mi z tego powody strasznie głupio.
Oczywiście dzwoniłam do niego i wysyłałam zdjęcia bliźniaków, ale to nie to
samo co odwiedzenie go. Po śmierci mamy na tatę spadło wiele obowiązków,
którymi zajmowała się moja rodzicielka. Miałam wyrzuty sumienia, że nie pomagam
mu w fundacji. Babcia starała się wspierać tatę we wszystkim, ale sama była już
starszą osobą i nie miała na tyle siły, by codziennie zajmować się pracą.
Zaczęłam się zastanawiać nad powrotem do Chicago. Pomogła bym tacie w fundacji, a Niall dostałby pracę, w jakimś
szpitalu bez żadnego problemu. Bałam się reakcji męża na ten pomysł. Dla mnie
oznaczałoby to powrót do domu, ale dla Nialla wyjazd na inny kontynent i
zaczęcie wszystkiego od nowa.
-Kochanie możemy
porozmawiać? – spytałam siadając na łóżku obok niego.
-Jasne, że tak –
oznajmił Niall patrząc na mnie z ciekawością.
-Nie sądziłam, że
kiedyś to powiem, ale zaczęłam się zastanawiać nad przeprowadzką do Chicago –
powiedziałam, a mój ukochany zrobił zszokowaną minę – Wiem, że to poważna
decyzja i że musisz się zastanowić, ale ja będę miała więcej czasu dla dzieci,
jeżeli zajmę się z tatą fundacją, a ty na pewno dostaniesz prace w jednym z chicagowskich
szpitali – wypowiedziałam każde słowo szybko, a mój głos drżał.
Niall uważnie mi się
przyglądał. Bałam się, że zacznie teraz krzyczeć, ale on się tylko lekko
uśmiechnął.
-Jeśli przeprowadzimy
się do Chicago to to Cię uszczęśliwi? – zapytał mnie Niall.
-Sądzę, że tak – odpowiedziałam
uśmiechając się.
-Pojadę z tobą nawet na
koniec świata księżniczko – oznajmił Niall i mocno mnie do siebie przytulił –
Kocham Cię i zawsze będę. Możemy się wyprowadzić nawet do Kambodży jeśli chcesz
-Nie, chcę tylko do
Chicago – uśmiechnęłam się.
-Więc Chicago –
oznajmił mój ukochany, a ja poczułam jak wielki kamień spada mi z serca – Teraz
tylko musimy złożyć wypowiedzenie w szpitalu i zastanowić się co zrobić z domem
– dodał Niall.
-Mam pewien pomysł co
do domu – powiedziałam – Skoro Louis tu mieszka to możemy oddać mu dom.
Zamieszka tu z Gemmą oraz synkiem i będą w nim tworzyć własne wspomnienia
-Jesteś niesamowita
kochanie – stwierdził Niall i pocałował mnie w czoło.
Cieszyłam się z reakcji
ukochanego na pomysł wyprowadzki. Nie sądziłam, że Niall się na to zgodzi, ale
jak widać byłam w błędzie. Powrót do Chicago wiele dla mnie znaczył, bo było to
moje rodzinne miasto, a ja zrobiłam się sentymentalna. Jedyne co mnie martwiło
to to jak powiemy o przeprowadzce naszym przyjaciołom. Wyobraziłam sobie twarz
smutnej i zapłakanej Jenny, która nie chce, żebyśmy wyjeżdżali. To będzie chyba
najtrudniejsze dla nas wszystkich: strach przed tym, że przyjaźń moja i Jenny
oraz Nialla i Harry’ego się rozpadnie. Postaram się jednak, by nigdy do tego
nie doszło.
-------------------------
UWAGA
!!!
Po
pierwsze: bardzo Was przepraszam za moją długą nieobecność.
Po
drugie: muszę przyznać, że wręcz zmusiłam się do napisania tego rozdziału i
wyszedł on beznadziejnie, ale trudno.
Po
trzecie: jest mi bardzo przykro z tego powodu, ale uznałam, że kończę pisać to
opowiadanie. Straciłam do niego chęci i uważam, że jest nudne, więc nie będę
Was nim męczyć. Pojawi się jeszcze jeden, ostatni już rozdział i epilog.
Po
czwarte: jeśli lubicie czytać opowiadania z Niallem to zapraszam Was na „Sex
Drive”. To moje nowe dzieło
Jeszcze
raz bardzo was przepraszam.
All
the love, xoxo, D.
P.S.
Jeśli macie jakieś pytania to śmiało je zadawajcie, nie gryzę.